Rita przebywała w obozie od prawie tygodnia. Jak na razie
nie nawiązała z nikim szczególniejszej relacji.
Trudno się z resztą dziwić, gdy wilki, pojedyncze dodajmy, napotykała na
swojej drodze to jedynie mruknęła coś na powitanie i tyle. Wadera nigdy jakoś nie odczuwała potrzeby aby
zaprzyjaźniać się z każdym napotkanym pobratymcem.
Dzisiaj wstała z podobnym przekonaniem. Wyprostowała zesztywniałe mięśnie po całonocnym bezruchu i wystawiła głowę spoza schronienia. Zmrużyła oczy na widok wszechobecnej bieli.
Śnieg? Tak szybko? Który mamy miesiąc? – pomyślała zaskoczona.
Pamiętała, jak jeszcze niedawno drzewa gałęzie miały pełne od zielonych liści. Co, prawda niewiele takich okazów spotkała ale jednak. Chyba, że… klimat. No, przecież! W końcu, obóz znajduje się na o wiele wyższym terenie, więc nawet jeśli oficjalnej zimy nie ma to biały puch akurat tutaj był jak najbardziej na miejscu.
Wzrok przywykł do wszechobecnej jasności i mogła spokojnie zatopić łapy w lodowatym śniegu. Nie napadało go nie wiadomo jak dużo. Zaczęła dreptać przed siebie ze wzrokiem wlepionym we własne pazury tonące w białym, błyszczącym morzu. Zgubiła rachubę czasu i kompletnie nie miała pojęcia, gdzie idzie. Na myśl nasunęło się jej przysłowiowe miejsce – „ gdzie łapy poniosą”. Starała się nie puszczać wodzy myślom ale umysł spragniony nowych pomysłów przegrał walkę z rozsądkiem. I tak kroczyła bez celu po obozie.
Do rzeczywistości przywróciło ją zdarzenie a właściwie dwa zdarzenia. Pierwsze- boleśnie z kimś się zderzyła i straciła równowagę. Drugie- ktoś na nią naskoczył i zaczął groźnie szczerzyć kły, przez co poczuła wewnątrz sobie nagłą euforię. Momentalnie wróciła do żywych.
Dzisiaj wstała z podobnym przekonaniem. Wyprostowała zesztywniałe mięśnie po całonocnym bezruchu i wystawiła głowę spoza schronienia. Zmrużyła oczy na widok wszechobecnej bieli.
Śnieg? Tak szybko? Który mamy miesiąc? – pomyślała zaskoczona.
Pamiętała, jak jeszcze niedawno drzewa gałęzie miały pełne od zielonych liści. Co, prawda niewiele takich okazów spotkała ale jednak. Chyba, że… klimat. No, przecież! W końcu, obóz znajduje się na o wiele wyższym terenie, więc nawet jeśli oficjalnej zimy nie ma to biały puch akurat tutaj był jak najbardziej na miejscu.
Wzrok przywykł do wszechobecnej jasności i mogła spokojnie zatopić łapy w lodowatym śniegu. Nie napadało go nie wiadomo jak dużo. Zaczęła dreptać przed siebie ze wzrokiem wlepionym we własne pazury tonące w białym, błyszczącym morzu. Zgubiła rachubę czasu i kompletnie nie miała pojęcia, gdzie idzie. Na myśl nasunęło się jej przysłowiowe miejsce – „ gdzie łapy poniosą”. Starała się nie puszczać wodzy myślom ale umysł spragniony nowych pomysłów przegrał walkę z rozsądkiem. I tak kroczyła bez celu po obozie.
Do rzeczywistości przywróciło ją zdarzenie a właściwie dwa zdarzenia. Pierwsze- boleśnie z kimś się zderzyła i straciła równowagę. Drugie- ktoś na nią naskoczył i zaczął groźnie szczerzyć kły, przez co poczuła wewnątrz sobie nagłą euforię. Momentalnie wróciła do żywych.
- C-co się dzieje? – spytała zdezorientowana a jednocześnie
lekko spanikowana, gdy nie dość, że od środka czuła przypływ energii to jeszcze
przed sobą miała wyszczerzony pysk – O , co chodzi?
Przez chwilę nie mogła skojarzyć kto przed nią, właściwie
nad nią stoi ale w z odmętów pamięci przybył obraz srebrzystobiałego, pełnego
blizn wilka. Darkness
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Darkness przymierzał się do zadania jej pierwszego ciosu ale w ostatniej chwili się wstrzymał. Wykorzystała to i wyślizgnęła się spod niego, stając naprzeciw. W oczy rzucił się jej upolowany mutant, barwiący wokół siebie śnieg swoją posoką. Początkowo nie mogła połączyć faktów, nie tylko przez swój wolny tok myślenia w niektórych momentach ale też pieklące uczucie wewnątrz niej. Jak tylko zakończy ten nieprzyjemny incydent, będzie musiała się ulotnić.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Darkness przymierzał się do zadania jej pierwszego ciosu ale w ostatniej chwili się wstrzymał. Wykorzystała to i wyślizgnęła się spod niego, stając naprzeciw. W oczy rzucił się jej upolowany mutant, barwiący wokół siebie śnieg swoją posoką. Początkowo nie mogła połączyć faktów, nie tylko przez swój wolny tok myślenia w niektórych momentach ale też pieklące uczucie wewnątrz niej. Jak tylko zakończy ten nieprzyjemny incydent, będzie musiała się ulotnić.
- Naucz się chodzić – wzdrygnęła się słysząc głos basiora.
- Umiem chodzić – mruknęła – Po prostu się zamyśliłam.
- Naprawdę? – uśmiechnął nieprzyjemnie – No to tyle nie myśl bo się a) przegrzejesz i b) wpadniesz na jakiegoś rozwścieczonego mutanta.
- Potrafię o siebie zadbać nie musisz się martwić dowódco – zignorowała jego docinkę, czas ją gonił – Przepraszam, że rozzłościłam cię swoim zachowaniem. Jak chcesz to mogę ci upolować takiego drugiego, skoro z ziemi nie jadasz sugerując się twoim wybuchem. Pozwól, że teraz odejdę.
- Umiem chodzić – mruknęła – Po prostu się zamyśliłam.
- Naprawdę? – uśmiechnął nieprzyjemnie – No to tyle nie myśl bo się a) przegrzejesz i b) wpadniesz na jakiegoś rozwścieczonego mutanta.
- Potrafię o siebie zadbać nie musisz się martwić dowódco – zignorowała jego docinkę, czas ją gonił – Przepraszam, że rozzłościłam cię swoim zachowaniem. Jak chcesz to mogę ci upolować takiego drugiego, skoro z ziemi nie jadasz sugerując się twoim wybuchem. Pozwól, że teraz odejdę.
Chciała odejść ale dominację jaką od niego odczuwała nie
pozwoliła aby bez słowa odeszła. Dobre wychowanie matki kazało jej czekać na
jego odpowiedź. Szlag by wziął dobre
wychowanie.
< Darkness?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz