czwartek, 31 sierpnia 2017

Opowiem wam historię... (Od Fragonii)

  Dziewczynka pochyliła głowę i otarła kilka pierwszych łez. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na swoją rodzicielkę. Kobieta poprawiła tylko strój ochronny swojej małej dziewczynki. Fragonia nie była przekonana do swojego nowego ubranka. Nie wiedziała, co zamierzają z nią zrobić. Już wystarczyły jej te okropne badania, przeprowadzone przez lekarzy. Czy była na coś poważnie chora? Umierała? A może rodzice chcieli ją gdzieś daleko wysłać? Ojciec malutkiej był jednak zbyt troskliwy, aby tak o oddać córkę obcym ludziom. Frago miała problem na ubłaganie go, aby oddał ją do kolonii. No i wtedy nie był potrzebne te wszystkie badania. Może coś się zmieniło?
   Dwójka lekarzy podeszła do dziewczynki. Jeden z nich wziął małą na rączki. Ta nawet się nie szarpała. Wpatrywała się tylko beznamiętnie, jak jej mama oddala się. Poczuła nagle okropne osłabienie i zrobiła się śpiąca. To dziwne. Przecież jeszcze niedawno była w pełni sił, a czuła się tak, jakby przebiegła co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. 
   Nim się obejrzała, mężczyźni włożyli ją do czegoś, co przypominało szklaną trumienkę. Było w niej miękko. Kusząco miękko. Jej powieki zaczęły powoli odpadać. Zaraz zaśnie. Była tego pewna. 
   Czarnowłosy mężczyzna chciał ostatni raz zobaczyć swoją córeczkę. Był wręcz przerażony. Złapał rękę malutkiej, przez co ta jeszcze szerzej otworzyła oczy. Pogłaskała brodę swojego ojca. Mężczyzna mimowolnie się do niej uśmiechnął. Czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy swoją córkę? Prawdopodobnie nie. Pieniędzy starczyło tylko dla niej. Pragnął ją chronić za wszelką cenę. Mutanty był już bardzo blisko, a oni musieli już ulotnić się z tego miejsca. Mieli nadzieję, że dziewczynka zaśnie i obudzi się w nowym, wolnym świecie.
~*~
  - Tato? - czternastolatka otworzyła oczy przerażona. Widziała czerwone światło, które migało dookoła, jak w jakiejś zepsutej maszynerii. Na twarzy miała maseczkę tlenową, jednak ta była dość... specyficzna. Zdecydowanie różniła się od tej szpitalnej.  Obok niej był inne, szklane trumienki. Część z nich była zapełniona obcymi ludźmi. Mężczyźni, młode kobiety i dwójka dzieci. Jednak jej, jako jedynej maszyna działała. Czyżby awaria? - zapytała samej siebie. I... dlaczego? Co się stało? Co jej rodzice zrobili?! 
   Usłyszała nagle coś na wzór... krakania? Wycia? Trudno było określić, co to był za dźwięk. Dziewczyna przerażona odwróciła się i zobaczyła dwójkę mutantów, przypominających ludzi. Kiedy jednak jeden z nich odwrócił się w jej stronę, przerażona zdała sobie sprawę, że nie ma twarzy, za to posiadał ogromny, otwór gębowy, w którym spokojnie mógł zmieścić głowę czarnowłosej. Omal nie krzyknęła ze strachu. Mutanty zabrali się już do rozwalania trumienek. Ominęli małą i zabrali się do jedzenia tych bardziej... soczystych kąsków. Dziewczyna widziała krew i sponiewierane ciała nieznajomych. Być może byli to jedyni, którzy przetrwali tą apokalipsę. 
   Zaczęła okropnie płakać. Nigdy już nie zobaczy rodziców, a niedługo i jej ciałem pożywią się te przebrzydłe demony. Zamknęła oczy. Po chwili - bam! Coś wystrzeliło i w środku pojawił się... wilk. A właściwie to trzy wilki, dobrze zbudowane. Dwójka skoczyła na mutanty, rozrywające ciało kolejnego mężczyzny, a trzeci zaczął sprawdzać... a w każdym razie tak to wyglądało, czy  ktoś przeżył. Biało-czarny basior dotarł w końcu do trumienki malutkiej i zobaczył, że ta płacze. Ale żyje. 
   - Den ju ne we? - zapytał ludzkim głosem wilk. 
 - Ne... znaczy nie. C-chyba. - mruknęła niepewnie czternastolatka, powoli wstając. - K-kim jesteście? I dlaczego rozumiem wasz dziwny język? 
   Basior przewrócił oczami. Był... nietypowy. I bardzo ładny. On mówił. Pomagał jej, jak i jego "ziomki". Czyżby mutacja jakoś inaczej wpłynęła na te dziwne stworzenia? 
   - Widocznie musisz być mocno powiązana z wilkami... a być może nawet jesteś jednym z nas. Mutagen różnie wpływa na ludzi. A teraz chodźmy stąd, panienko, zanim zjawią się kolejni. Opowiem  ci wszystko po drodze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz